niedziela, 5 października 2014

Sowy - broszki ręcznie robione

Zawsze lubiłam sowy, przede wszystkim dlatego, że są to bardzo tajemnicze stworzenia i trudno je obserwować. Są dla mnie magiczne i trochę upiorne jednocześnie.

W końcu udało mi się zmobilizować na tyle, żeby pobawić się w tworzenie dekoracyjnych dodatków wzorowanych na tych cudnych ptakach, wystarczy pogrzebać w internetach żeby natknąć się na ciekawe inspiracje. Chociaż większość dekoracji nawiązujących do sów mnie odrzuca - bajkowe, dziecinne stylizacje całkowicie kłócą się z moim postrzeganiem sów. Nie ukrywam, że ogromną inspiracją były dla mnie sowy rosyjskiej artystki Julii Goriny, jednak absolutnie mnie na nie nie stać - chociaż zdaję sobie sprawę, że są warte swej ceny. No, ale jednym z największych plusów radzenia sobie z rzemiosłem artystycznym jest to, że można wyprodukować sobie śliczne rzeczy samemu :)


Pierwsza sówka śnieżna powstała zupełnie dla zabawy, nie miałam też jeszcze kupionych potrzebnych ozdób: cekinów, paciorków, koralików itd. Oczka i czarne paciorki są z odzysku lumpeksowego - chłopak mojej mamy nałogowo szpera po takich przybytkach i tym sposobem mam szuflady wypchane oczkami misiów, zapięciami, koralikami ze starych torebek, wstążkami itd.


Druga sowa, płomykówka to już inna bajka. Dotarły cekiny i paciorki, barwione koronki i cała reszta warsztatu. Praca nad nią była w każdym aspekcie przyjemna, od oglądania zdjęć sów w albumach - płomykówki mają niesamowite twarze od których dostaję dreszczy; po naszywanie koralików i wybieranie jaki gdzie będzie najlepiej wyglądał :) Lotki wycinałam osobno, malowałam, haftowałam i ozdabiałam koralikami, głowa także jest prawie w całości haftowana. Z tyłu zapięcie ze starej ozdoby do włosów, można ją przypiąć klamrą lub agrafką. Chyba nie muszę wspominać, że płomykówka wygląda cudownie gdy się ją nosi i niesamowicie odmienia każdy strój...

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Barwienie naturalne wrotyczem vol. 2

Drugie w swojej karierze barwienie wrotyczem potraktowałam eksperymentalnie. Po pierwsze chciałam sprawdzić, czy kolor tkaniny jaką kupiłam na suknię przemarszową jest "koszerny" i czy uzyskam podobny odcień farbując ciemną przędzę naturalnie. Po drugie miałam zamiar sprawdzić co się stanie gdy do wywaru dodam sody oczyszczonej.

Eksperyment 1.

Do niewielkiej ilości wrotyczu wrzuciłam dwa motki wełny w kolorze siwym i ciemnoszarym (wełna naturalnie ciemna, niebarwiona i bez wcześniejszego bejcowania), zastosowałam plus minus tą samą metodę co rok temu. Opis tutaj: Farbowanie wrotyczem.

Po wyschnięciu kolorki wyglądają tak:


Po lewej kolory wyjściowe. Jaśniejszy zrobił się moro, ponieważ z braku większego garnka wełna dotykała podczas barwienia żeliwnej sztabki, której używam jako dodatku. W tle tkanina, której kolor popchnął mnie do eksperymentowania. Według mnie cel został osiągnięty i spokojnie mogę szyć sukienkę :)

Eksperyment 2. Czyli jak zamknęłam słońce w wełnie.

W drugim przypadku dodałam do kąpieli około 2 łyżek stołowych sody oczyszczonej. Wełna została wcześniej zabejcowana ałunem. Rezultaty okazały się świetne! Wełna zabarwiła się na piękny intensywny kolor żółty, niczym żółtko jaja! Jedynym minusem sody było to, że wystarczała chwila nieuwagi, aby zawartość garnka wylewała się spienioną masą na kuchenkę. Musiałam cały czas pilnować i mieszać wywar z wełną, żeby zapobiec kataklizmowi. 

Zaobserwowałam też ciekawą rzecz podczas zanurzania wełny w kąpieli. Motek wkładałam do wywaru dość powoli, systematycznie ugniatając go łyżką, żeby dokładnie pozbyć się pęcherzyków powietrza. Powstała w skutek tego dość znaczna różnica w odcieniu, pomiędzy częścią wełny zanurzoną na początku, a tą na końcu. Uzyskałam w ten sposób przez przypadek łagodne przejście kolorystyczne od cytrynowego po "żółtkowy".


wtorek, 8 lipca 2014

Projekt Opolanka

Od czasu jakiegoś planuję w pełni "przekwalifikować" się w obrębie rekonstrukcji wczesnego średniowiecza na konkretny teren i czas, a mianowicie na mieszkankę opolskiego grodu z przełomu X i XI wieku (konkretnie 4 ćwierć X w. i 1 ćw. XI w.). Wybrałam Opole z dwóch powodów, po pierwsze znaleziska z Ostrówka są na tyle bogate i zróżnicowane, że można z powodzeniem wyposażyć się we wszelkie niezbędne przedmioty, po drugie Opole nie leży bardzo daleko od moich rodzinnych stron, a nie chciałabym odtwarzać kogoś z bardzo daleka np. Pomorza czy Rusi.

Ale dość przynudzania, do konkretów:

Miejsce: Opole
Okres: 4 ćw. X w - 1 ćw. XI w.

Pokusiłam się o zrobienie szkicu z pierwszą partią przedmiotów, które postaram się skompletować.


niedziela, 18 maja 2014

Flores - wyspa utkana z ikatu.


Po długiej nieobecności, nareszcie mogę rozpocząć dzielenie się niesamowitymi wrażeniami z podróży. W ciągu tych trzech miesięcy odwiedziłam m.in. Indonezję, a w niej przepiękną wyspę Flores, która faktycznie kipi dzikimi kwiatami. To bogactwo flory odbija się także w miejscowym rękodziele - kobiety znają doskonale możliwości roślin i wykorzystują je do farbowania ręcznie przędzionej bawełny, która służy im do tkania wspaniałych tekstyliów.

piątek, 24 stycznia 2014

Czapka żart dla świeżo upieczonej mamy.

Robiąc porządki na dysku znalazłam trochę zapomniane zdjęcia pewnej czapeczki. Powstała trochę jako materializacja mojego specyficznego (przaśnego?) poczucia humoru, a trochę jako akceptacja wyzwania rzuconego mi kilka lat temu przez znajomą... Znalazła podobną czapeczkę robioną na szydełku.

Proszę bardzo oto czapka- cyc :) Żałuję bardzo, że nie namówiłam znajomej na udokumentowanie jak wspaniale prezentuje się na główce niemowlęcia podczas karmienia ;)


Wełna farbowana naturalnie korą dębu i jagodami bzu czarnego - całkowicie non toxic.