poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Barwienie naturalne wrotyczem vol. 2

Drugie w swojej karierze barwienie wrotyczem potraktowałam eksperymentalnie. Po pierwsze chciałam sprawdzić, czy kolor tkaniny jaką kupiłam na suknię przemarszową jest "koszerny" i czy uzyskam podobny odcień farbując ciemną przędzę naturalnie. Po drugie miałam zamiar sprawdzić co się stanie gdy do wywaru dodam sody oczyszczonej.

Eksperyment 1.

Do niewielkiej ilości wrotyczu wrzuciłam dwa motki wełny w kolorze siwym i ciemnoszarym (wełna naturalnie ciemna, niebarwiona i bez wcześniejszego bejcowania), zastosowałam plus minus tą samą metodę co rok temu. Opis tutaj: Farbowanie wrotyczem.

Po wyschnięciu kolorki wyglądają tak:


Po lewej kolory wyjściowe. Jaśniejszy zrobił się moro, ponieważ z braku większego garnka wełna dotykała podczas barwienia żeliwnej sztabki, której używam jako dodatku. W tle tkanina, której kolor popchnął mnie do eksperymentowania. Według mnie cel został osiągnięty i spokojnie mogę szyć sukienkę :)

Eksperyment 2. Czyli jak zamknęłam słońce w wełnie.

W drugim przypadku dodałam do kąpieli około 2 łyżek stołowych sody oczyszczonej. Wełna została wcześniej zabejcowana ałunem. Rezultaty okazały się świetne! Wełna zabarwiła się na piękny intensywny kolor żółty, niczym żółtko jaja! Jedynym minusem sody było to, że wystarczała chwila nieuwagi, aby zawartość garnka wylewała się spienioną masą na kuchenkę. Musiałam cały czas pilnować i mieszać wywar z wełną, żeby zapobiec kataklizmowi. 

Zaobserwowałam też ciekawą rzecz podczas zanurzania wełny w kąpieli. Motek wkładałam do wywaru dość powoli, systematycznie ugniatając go łyżką, żeby dokładnie pozbyć się pęcherzyków powietrza. Powstała w skutek tego dość znaczna różnica w odcieniu, pomiędzy częścią wełny zanurzoną na początku, a tą na końcu. Uzyskałam w ten sposób przez przypadek łagodne przejście kolorystyczne od cytrynowego po "żółtkowy".