sobota, 19 sierpnia 2017

Naturalnie barwione makramy



Jak mnie strasznie długo na blogu nie było :/

Nie dość, że mało jeżdżę na imprezy historyczne, to znacznie mniej robię rękodzieła i ciągle liczę, że to się zmieni jak mały podrośnie i nauczy się czerpać radość z własnego towarzystwa ;)

No i jeszcze przygotowuję się do otwarcia własnego biznesu, a to oznacza dużo pracy przy minimalnych efektach...

Makrama nie jest może przedmiotem tego bloga, ale wykorzystałam do niej techniki barwierskie, które już jak najbardziej są, więc wrzucam ją także tutaj. Nie było to typowe barwienie, bo nie gotowałam, a tylko moczyłam w gorącym wywarze z dodatkami, wykorzystując to że mam gotowy gar barwnika po barwieniu wełny :) Na górze makrama i marzanna, na dole wrotycz z żelazem.





sobota, 3 października 2015

Islandia igłą malowana cz. 4

Dawno mnie tu nie było z cyklem inspirowanym kolorami Islandii. Ostatnio popełniłam nietypową czapkę z islandzkiej wełny w kolorach wziętych z okolic lodowca Vatnajokull, a więc szary melanż odzwierciedlający różnorodność odcieni wiekowego lodu, jasna i ciemna zieleń niezliczonych gatunków mchów i  porostów.


niedziela, 1 lutego 2015

Farbowanie naturalne zimą - czyli barwierska parapetówka.


Wreszcie wcieliłyśmy nasz pomysł w życie i z Feimą zebrałyśmy się w moim nowym mieszkaniu, żeby przetestować kuchnię. Niech sobie kuchnia nie myśli, że z takimi mieszkańcami będzie łatwo i będą tylko schabowe, pierniki i kawa :)

Feima przyjechała z walizką w większości wypełnioną różnymi suszonymi zielskami i wełną oraz odczynnikami, ja powyciągałam garnki, czesankę i potrzebne przybory. Tym sposobem spędziłyśmy trzy dni mocząc, gotując, cedząc, podglądając i znowu gotując w trzech garnkach naraz (czwarty palnik przydawał się do gotowania jedzenia...). Sąsiedzi pewnie zachodzili w głowę co to za kolorowe flaczki powiewają u nas na balustradzie, a to obciekały z nadmiaru wody próbki czesanki.


Bulgocze, pryska i syczy lepiej podglądać proces zza lodówki :P

czwartek, 1 stycznia 2015

Próba rekonstrukcji spodni ze znaleziska w Skjoldehamn.

Chyba nie ma takiej osoby w kręgu rekonstruktorów wczesnego średniowiecza, która by nie słyszała o znalezisku ze Skjoldehamn. Znaleziony w 1939 roku w bagnie pochówek (prawdopodobnie z XI wieku) do dziś budzi sprzeczne opinie. Perfekcyjnie zachowały się elementy stroju, lecz niestety z powodu kwaśnego środowiska jakie panuje w bagnie, nie zachowały się kości czy jakiekolwiek ślady DNA. Z tego powodu nadal trwają spekulacje na temat pochodzenia czy nawet płci właściciela ubrań. Istnieją podejrzenia, że ze względu na dość małe, nawet jak na tamte standardy, rozmiary pochowanej osoby, był to przedstawiciel ludu Sami. No ale dość już tego wstępu historycznego. Z internetu znamy mnóstwo lepszych lub gorszych podejść do tematu kaptura ze Skjoldehamn, trochę mniej do tunik. Jeśli chodzi o spodnie, to jakoś mało osób wykazało do tej pory rekonstrukcyjny zapał.

Who in the re-enactment movement haven't heard about Skjoldehamn find? Burial discovered in 1939 in the marsh (probably from 11th century) raises even today many cuestions about nativity or sex of buried person. Some textiles are preserved perfectly, but acid environment in the marsh have destroyed all of the DNA and human remains. There is theory that because of the small size of the clothes they belonged to the member od Sami people. There are many better or worse reconstructions of Skjoldehamn hood or tunics, but not so many if it comes to the trousers.

Gdy poszperałam wśród artykułów i opracowań na temat stroju ze Skjoldehamn, okazało się, że spodnie, których kilka sporych fragmentów także się zachowało, są nie mniej zdobne niż wymienione wcześniej elementy garderoby! Postanowiłam za pierwszym razem spróbować odtworzyć te elementy spodni, co do których miałam absolutną pewność jak wyglądały. Jedyną moją interpretacją jest krój w kroku - ten fragment niestety się nie zachował.

While doing my research about Skjoldehamn outfit, it turned out that trousers were made also very carefuly and decorative, as well as the tunics. I decided to recreate for the first time only this elements of trousers, that I was absolutely shure about. Only thing I had to add, was the crotch part, wich hasn't preserved in the bog.

Poniżej dwie propozycje kroju jakie można wyszperać w sieci:
Here are two patterns of Skjoldehamn trousers that can be found in internet:

Krój na podstawie pierwszego opracowania na temat znalezisk ze Skjoldehamn z 1939 roku.

Schemat zachowanych fragmentów z wymiarami i sugerowanym krojem.
W swojej rekonstrukcji wykorzystałam drugi schemat. W kroku wszyłam wstawkę w kształcie rombu, sięgającą niemal kolan. Jest to rozwiązanie najprostsze i sprawdzone na wielu parach spodni. Wszelkie detale, opisy tkanin, kolorów i splotów ozdobnych sznureczków zaczerpnęłam z opracowania "Nye tanker om skjoldehamnfunnet", w większości jest ono w języku norweskim, na szczęście opisy zdjęć i rysunków są także po angielsku, co bardzo pomaga. Jako, że zamawiający owe spodnie szczyci się rozmiarami znacznie odbiegającymi od oryginału, musiałam trochę się napracować żeby spodnie zachowały kształt i proporcje, a jednocześnie pasowały na przyszłego właściciela.

I decided to use the second one. Between the legs I sew a diamond-shaped piece, it goes almost to the knee height. It's the simplest sulution and tested on many other pants. All the information about details, fabrics, colours and woven threads I've got from "Nye tanker om skjoldehamnfunnet" wich is mostly in norwegian, but some of the pictures have english translation. The biggest challenge was to bring together original shape and much much bigger size of my buyer.


Wokół pasa biegnie haft maskujący wywinięcie materiału, wykonałam go ciemnozieloną wełną pasującą do innych obszyć. W oryginale spodnie były uszyte z niebarwionej wełny, w bagnie nabrały brązowego odcienia, wybrałam kolor pośredni ze względów czysto praktycznych. Krajki ze ślicznej cienkiej wełny wykonała Emilia z Ulf Ragnarsson Hird, mają one wymiary oraz kolory zgodne ze znaleziskiem. Sznurki plecione były na palcach zgodnie ze znaleziskiem, kolory dobrałam nie tyle pod krajkę, co zgodne z moim wzornikiem naturalnego barwienia.

There is an embroidery going around the waist, it covers the edge of the fabric, I made it with dark green woolen thread matching other finishings. Original pants were made of undyed white wool, in the marsh they become dark brown, I used light brown woolen fabric because it's practical. Strips made by Emilia on heddle with fine thin wool according to the find. Decorative fingerloop brides are made by me and colours are natural dyed-like.



Elementem jaki budził moje wątpliwości, i z tego względu nie podjęłam się jego wykonania, są hafty biegnące od rozcięć nogawek w górę. Zachowały się tylko fragmentarycznie i nie wiadomo czy biegły aż do pasa, czy kończyły się na jakiejś innej wysokości nogawki. Według mnie mogły biec jak lampas, aż do samej góry, jednak wolę doszperać się jakichś nowych informacji w tym temacie, niż przesadzić z interpretacją. Jak mawiał klasyk: mniej znaczy więcej. 


niedziela, 5 października 2014

Sowy - broszki ręcznie robione

Zawsze lubiłam sowy, przede wszystkim dlatego, że są to bardzo tajemnicze stworzenia i trudno je obserwować. Są dla mnie magiczne i trochę upiorne jednocześnie.

W końcu udało mi się zmobilizować na tyle, żeby pobawić się w tworzenie dekoracyjnych dodatków wzorowanych na tych cudnych ptakach, wystarczy pogrzebać w internetach żeby natknąć się na ciekawe inspiracje. Chociaż większość dekoracji nawiązujących do sów mnie odrzuca - bajkowe, dziecinne stylizacje całkowicie kłócą się z moim postrzeganiem sów. Nie ukrywam, że ogromną inspiracją były dla mnie sowy rosyjskiej artystki Julii Goriny, jednak absolutnie mnie na nie nie stać - chociaż zdaję sobie sprawę, że są warte swej ceny. No, ale jednym z największych plusów radzenia sobie z rzemiosłem artystycznym jest to, że można wyprodukować sobie śliczne rzeczy samemu :)


Pierwsza sówka śnieżna powstała zupełnie dla zabawy, nie miałam też jeszcze kupionych potrzebnych ozdób: cekinów, paciorków, koralików itd. Oczka i czarne paciorki są z odzysku lumpeksowego - chłopak mojej mamy nałogowo szpera po takich przybytkach i tym sposobem mam szuflady wypchane oczkami misiów, zapięciami, koralikami ze starych torebek, wstążkami itd.


Druga sowa, płomykówka to już inna bajka. Dotarły cekiny i paciorki, barwione koronki i cała reszta warsztatu. Praca nad nią była w każdym aspekcie przyjemna, od oglądania zdjęć sów w albumach - płomykówki mają niesamowite twarze od których dostaję dreszczy; po naszywanie koralików i wybieranie jaki gdzie będzie najlepiej wyglądał :) Lotki wycinałam osobno, malowałam, haftowałam i ozdabiałam koralikami, głowa także jest prawie w całości haftowana. Z tyłu zapięcie ze starej ozdoby do włosów, można ją przypiąć klamrą lub agrafką. Chyba nie muszę wspominać, że płomykówka wygląda cudownie gdy się ją nosi i niesamowicie odmienia każdy strój...

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Barwienie naturalne wrotyczem vol. 2

Drugie w swojej karierze barwienie wrotyczem potraktowałam eksperymentalnie. Po pierwsze chciałam sprawdzić, czy kolor tkaniny jaką kupiłam na suknię przemarszową jest "koszerny" i czy uzyskam podobny odcień farbując ciemną przędzę naturalnie. Po drugie miałam zamiar sprawdzić co się stanie gdy do wywaru dodam sody oczyszczonej.

Eksperyment 1.

Do niewielkiej ilości wrotyczu wrzuciłam dwa motki wełny w kolorze siwym i ciemnoszarym (wełna naturalnie ciemna, niebarwiona i bez wcześniejszego bejcowania), zastosowałam plus minus tą samą metodę co rok temu. Opis tutaj: Farbowanie wrotyczem.

Po wyschnięciu kolorki wyglądają tak:


Po lewej kolory wyjściowe. Jaśniejszy zrobił się moro, ponieważ z braku większego garnka wełna dotykała podczas barwienia żeliwnej sztabki, której używam jako dodatku. W tle tkanina, której kolor popchnął mnie do eksperymentowania. Według mnie cel został osiągnięty i spokojnie mogę szyć sukienkę :)

Eksperyment 2. Czyli jak zamknęłam słońce w wełnie.

W drugim przypadku dodałam do kąpieli około 2 łyżek stołowych sody oczyszczonej. Wełna została wcześniej zabejcowana ałunem. Rezultaty okazały się świetne! Wełna zabarwiła się na piękny intensywny kolor żółty, niczym żółtko jaja! Jedynym minusem sody było to, że wystarczała chwila nieuwagi, aby zawartość garnka wylewała się spienioną masą na kuchenkę. Musiałam cały czas pilnować i mieszać wywar z wełną, żeby zapobiec kataklizmowi. 

Zaobserwowałam też ciekawą rzecz podczas zanurzania wełny w kąpieli. Motek wkładałam do wywaru dość powoli, systematycznie ugniatając go łyżką, żeby dokładnie pozbyć się pęcherzyków powietrza. Powstała w skutek tego dość znaczna różnica w odcieniu, pomiędzy częścią wełny zanurzoną na początku, a tą na końcu. Uzyskałam w ten sposób przez przypadek łagodne przejście kolorystyczne od cytrynowego po "żółtkowy".


wtorek, 8 lipca 2014

Projekt Opolanka

Od czasu jakiegoś planuję w pełni "przekwalifikować" się w obrębie rekonstrukcji wczesnego średniowiecza na konkretny teren i czas, a mianowicie na mieszkankę opolskiego grodu z przełomu X i XI wieku (konkretnie 4 ćwierć X w. i 1 ćw. XI w.). Wybrałam Opole z dwóch powodów, po pierwsze znaleziska z Ostrówka są na tyle bogate i zróżnicowane, że można z powodzeniem wyposażyć się we wszelkie niezbędne przedmioty, po drugie Opole nie leży bardzo daleko od moich rodzinnych stron, a nie chciałabym odtwarzać kogoś z bardzo daleka np. Pomorza czy Rusi.

Ale dość przynudzania, do konkretów:

Miejsce: Opole
Okres: 4 ćw. X w - 1 ćw. XI w.

Pokusiłam się o zrobienie szkicu z pierwszą partią przedmiotów, które postaram się skompletować.