poniedziałek, 16 grudnia 2013

Farbowanie marzanną barwierską // Dyeing with dyer's madder.

Tym razem pochwalę się wspaniałym rezultatem barwienia marzanną barwierską. Skorzystałam z porady w "Farbowaniu barwnikami naturalnymi" i pilnowałam, żeby nie zagotować marzanny.

Tak jak poprzednio, wełnę uprzednio namoczoną, gotowałam w wodzie z ałunem. Korzenie marzanny (suszone) namoczyłam na noc w miseczce. Powoli podgrzewałam korzenie w około 4 litrach wody (miałam 50 g wełny do zafarbowania), gdy wywar zaczął lekko parować dodałam wełnę i utrzymywałam wywar na granicy wrzenia przez 2 godziny. Następnie zostawiłam całość do powolnego wystudzenia i odsączyłam wełnę. Na koniec wypłukałam w wodzie z octem dla utrwalenia, a oto moje dzieło:


Po lewej: marzanna + żelazo + ałun po zimnej kąpieli. Po prawej: marzanna + ałun po 2 godzinnym gotowaniu. // Left: madder + iron + potassium alun after cold bath. Right: madder + potassium alun after 2 h of boiling.

Namoczone korzenie marzanny, około 30 g. // Soaked roots of madder, around 30 g.


niedziela, 15 grudnia 2013

Wełna farbowana wrotyczem. // Wool dyed with tansy (tanacetum vulgare).

Mamy wokół siebie najbardziej ponurą porę roku, zachciało mi się więc pobawić trochę z kolorami. Po powrocie z Islandii od razu zabrałam się za chomikowanie roślin, które jeszcze się ostały w październiku i mogłyby się przydać do naturalnego barwienia. Do dyspozycji miałam więc kilka pęczków wrotyczu, który suszył się pod sufitem oraz niewielką ilość korzenia marzanny barwierskiej, którą podarowała mi Feima. Dziś będzie o wrotyczu.

Przepis:

Kwiatostany wrotyczu namoczyłam na noc w osobnym garze. Jeżeli korzysta się ze świeżo zebranych kwiatostanów, ten etap jest zbędny.

Bejcowanie.
Wełnę niebarwioną (korzystam z islandzkich zapasów) przewinęłam z motków w luźne sploty na przedramieniu, żeby łatwiej dotarły do niej wszystkie składniki. Wełnę namoczyłam, żeby dokładnie wchłonęła bejcę. Do gara emaliowanego wlałam kilka litrów wody i dodałam 4 łyżki ałunu. Mokrą wełnę wrzuciłam do gara z ałunem i zaczęłam na małym ogniu podgrzewać. Po doprowadzeniu do wrzenia, gotowałam powolutku przez następną godzinę, po czym pozostawiłam do powolnego studzenia. Wystudzona, odsączona wełna czekała przez noc na dzień farbowania.

Farbowanie.
Dobrze już namoczony wrotycz dopełniłam wodą (nie bawię się w zbieranie deszczówki, zwłaszcza w tak suchy grudzień, woda w moim kranie jest dość twarda i zazwyczaj przed farbowaniem ją przegotowuję, ale czasem mi się zwyczajnie nie chce. W ogóle zazwyczaj przy farbowaniu wszystko robię na oko :] ). Na małym ogniu podgrzewałam wywar (około 45 - 60 minut), a gdy zaczął wrzeć, gotowałam przez godzinę. Wyjęłam większość zielska z wywaru, odsączyłam i dodałam porcję wełny oraz żelazną sztabkę. Tak kąpała się dwie godziny, a potem powoli stygła w wywarze.

Na koniec wełnę wymoczyłam w wodzie z octem i dobrze wypłukałam. 

Drugą porcję wełny tak samo przygotowanej, wrzuciłam do gorącego wywaru i pozostawiłam na noc do wymoczenia.

Kolor wyszedł śliczny i całkiem intensywny, bardzo ładna zieleń z której powstaną zapewne rękawiczki dla mnie :)
Po lewej: wrotycz + żelazo + bejca ałunowa, 2 h gotowania. Po prawej: wrotycz + żelazo + ałun, 12 h moczenia. // Left side: tansy + iron + alun, 2 h of boiling. Right side: tansy + iron + alun, 12 h of cold bath.

Very short translation:

Bored with ugly autumn weather I decided to do something colorful. I dyed some icelandic yarn with tansy blssom (tanacetum vulgaris) with addition of iron and potassium alun. Here are pleasing results.


Szkoda, że nie jestem w stanie zrobić zdjęcia odzwierciedlającego piękno tej zieleni, którą otrzymałam... W rzeczywistości jest znacznie intensywniejsza i bogatsza. // Pity I can't make a better photo to show how beautiful this green colour is... In reality it is so much more rich and intensive.


piątek, 6 grudnia 2013

Powrót do polskiej wełny - rękawiczki damskie


Po grubo ponad pół roku wzięłam do rąk naszą rodzimą wełnę, żeby wykonać parę rękawic. Zdecydowanie spodziewałam się większego dramatu :) Po pracy ze wspaniałą grubą wełną islandzką, praca na o wiele cieńszej polskiej wełnie to wyzwanie rzucone cierpliwości. Jednak jestem bardzo zadowolona z rezultatów. Zastosowałam dość zbity ścieg, żeby stworzyć szczelne i nieprzewiewne rękawice, a do tego wybrałam śliczny musztardowy kolor z lekkim odcieniem zieleni. Jeżeli zamówienie okaże się nieaktualne, sama z chęcią będę je nosiła.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Świąteczne dekoracje na ludowo i trochę skandynawsko.

Absolutna śliczność i słodycz na choinkę lub okno (ja mam udekorowane okno). Na złotej nici nawleczone małe trójkąciki z koronki w kolorze kości słoniowej.
W tym roku zostałam kopnięta w tyłek przez odpowiednie osoby na tyle wcześnie, że ozdoby świąteczne zaczęłam produkować już w listopadzie. Oznacza to, że jeżeli mi się poszczęści, to ktoś zdąży je przed świętami kupić ;)

Nie przedłużając wrzucam kilka zdjęć i stylizacji.


Choinka z leszczynowych malowanych patyczków. Zobaczyłam cenę czegoś takiego w jednym z popularnych blogów wnętrzarskich i zdecydowałam, że gdyby udało mi się sprzedać ją za połowę tej ceny - sukces :P

Gwiazdka leszczynowa malowana, jeszcze nie ubrana w srebrny dzwoneczek.

Jelonek z brzozowych gałązek, pamiątka z Białowieży.

Lubię tworzyć takie śmieciowiska, biegam po domu i zbieram wszystko co mi się komponuje - tak jak ta wczesnośredniowieczna bransoleta w charakterze podstawki pod świecę. Chyba mi zostało po studiach i majstrowaniu martwych natur do malarstwa...

Wszystkie zawieszki plus mała koronkowa girlanda to 100% Żywia made.

Aha, żeby nie było wątpliwości: tak brązowy flausz jak i czerwona jodełka to moje stare suknie i fartuchy słowiańskie ;)

Tylko koronka podprowadzona babci.

Girlandy z dominującą pistacją.


Uf... Udało się skorzystać z ładnej pogody i zreanimować aparat, więc z przyjemnością prezentuję najnowszy zestaw trójkącików. Kojarzy mi się z późnym latem, kiedy gdzieniegdzie pojawiają się już pierwsze pożółkłe liście, ale nadal panuje skwar, a popołudnia płyną leniwie. Miłe skojarzenie na początku grudnia :)

Girlandy różnią się nieco zestawieniem, ale w większości użyłam takich skrawków tkanin:
- pistacjowy len
- biało - zielona kratka
- pastelowa morela w delikatne prążki
- drobne zielono brązowe kwiatuszki

Jako akcenty mniejsze trójkąciki:
- rudy len
- oliwkowy len

Nadal po części z braku maszyny do szycia, a trochę z chęci upraszczania sobie życia stosuję metodę produkcji bezszwową. Poza tym uważam, że takie sielsko- wiejskie girlandy powinny być swobodne, postrzępione i nieco przaśne :)



sobota, 9 listopada 2013

Etui na Kindle - wersja miękka.

Wpadłam w istny szał szycia :) Szkoda tylko, że nie mam maszyny i wszystko zajmuje mi dziesięć razy więcej czasu... Zeszłego wieczoru nie byłam w stanie się oderwać od wycinania, fastrygowania i dobierania tkanin na następne wersje i modele pokrowców :) Nie wiem po co mi ich tyle, może znajdą się chętni na nadliczbowe sztuki, w końcu święta za pasem ;)

Tym razem etui bez usztywnienia w formie pionowej.

Mimo, że takie słodko romantyczne klimaty nie do końca są w moim guście, to takiego zestawu nie wstydziłabym się nosić :) Fiolet na zewnątrz to resztki z wełnianej sukni, którą szyłam ostatnio.

A tutaj dwa kolejne zestawienia w drodze. Zielona tkanina to len z pozostałości po którejś historycznej kiecy.


piątek, 8 listopada 2013

Etui, pokrowce na czytnik Kindle.

Zaopatrzyłam się ostatnio w czytnik e-booków, jako że sporo jeżdżę, a w podróży coś robić trzeba. Zamiast kupować nijakie gotowe pokrowce, postanowiłam zrobić sobie własny, oczywiście nie odmówiłam sobie przy okazji wizyty i znajomej prowadzącej pasmanterię, w poszukiwaniu resztek tkanin - zaczynam podejrzewać, że jest to już jakiś rodzaj uzależnienia lub zboczenia :P Może wpis ten nie ma wiele wspólnego z historią i odtwórstwem, ale jest to przede wszystkim blog o rękodziele.

Pierwszy mój wyrób oczywiście nie jest wolny od mankamentów i błędów, ale będę go używała tylko ja, więc nie szkodzi. Drugi jest już znacznie lepiej wykonany, chociaż trochę inaczej. Już mnie ręce świerzbią do wykonania kolejnych pokrowców, bo kupiłam prześliczne tkaniny i aż żal, żeby w szafie leżały :)

Pierwsze etui. Z zewnątrz resztka wełnianej bluzy w kolorze czekoladowym, środek ze ślicznej bawełny. Całość wyściełana ociepliną, a karton nadaje całości sztywność. Bardzo wygodnie i miło się dzięki temu czyta. Początkowo chciałam inaczej rozwiązać kwestię mocowania czytnika, ale nie poszło po mojej myśli i musiałam doszyć gumki, które następnym razem wszyję od razu między warstwy tkanin.
Etui nr 2. 

W tym przypadku ocieplina nadająca miękkość i chroniąca czytnik jest tylko na wewnętrznej stronie okładki. Mocowanie  i zapięcie tym razem ukryłam pod doklejonym osobnym panelem wewnątrz pokrowca.


sobota, 2 listopada 2013

Skarpety z lopi.

Ufff, kolejne zamówienie zrealizowane :)

Roboty było sporo, bo to duże męskie rozmiary, grunt, że skończone i mogę zabrać się za co innego.

sobota, 26 października 2013

Girlandy z flag - bunting. Nowy cykl na Rękodzielnicy.


Zapraszam do obejrzenia najnowszych owoców współpracy między Rękodzielnicą i utalentowaną fotograf Kingą Herok :) 

Jako stwór kreatywny i wszechstronny nie trzymam się jedynie wybranych dziedzin, więc wreszcie postanowiłam się zmobilizować i rozpocząć realizację dość przyszłościowego, a kto wie, może i zawodowego projektu. W skrócie, zamierzam na poważnie zająć się projektowaniem dekoracji okolicznościowych. Oto pierwsza stylizacja z wykorzystaniem rustykalnych flag w girlandzie. 

Byłyśmy zaskoczone jak taki prosty zabieg jak rozwieszenie kilku girland wpływa na odczuwanie przestrzeni... Nie chciało nam się wychodzić spod jabłonki :)






Flagi są bardzo prostym i efektownym sposobem na zaczarowanie dowolnej przestrzeni - czy we wnętrzu, czy w plenerze. Dodatkowo są bardzo eko, ponieważ używam starych niepotrzebnych tkanin, od lat zalegających w szafach - mama i babcia szczęśliwe, bo robię im miejsce na półkach i pozbywam się kłopotu :) Poniżej jeszcze kilka wariantów girland, a zestaw będzie się nadal powiększał.




czwartek, 17 października 2013

Brązy lopi - jesienne igłowe.

Nadrobię troszkę zaległości w publikowaniu, zatem oto dwie czapki z islandzkiej wełny, które powstały w ostatnich dniach przed wypłynięciem z Islandii oraz na promie, budząc przy tym niemałe zaciekawienie :)

Wrzucam też najnowsze skarpety na zamówienie, które już niedługo powędrują do nowego właściciela.




wtorek, 3 września 2013

Rekonstrukcja rękawicy z Arneiðarstaðir X-XI wiek.

Zwiedzając Muzeum Narodowe w Reykjaviku zachwyciłam się ekspozycją tekstyliów z wczesnego średniowiecza. Znalazła się między nimi także wspaniale zachowana rękawica wykonana na igle, jak się sądzi około XI wieku.

Rękawicę znaleziono w roku 1889 w Arneiðarstaðir w regionie Fljótsdalhérad we wschodniej Islandii. Ziemia pod fundamentami starej farmy ukazała coś, co z początku wydawało się starą roboczą rękawicą. 

Rękawica ma 26 cm długości i 12 cm szerokości, wykonana z grubej islandzkiej włóczki koloru brązowego. Doskonale widać splot oraz krawędź i ostatni rząd ściegu.
Mając tak znakomicie zachowane znalezisko, a stosunkowo słabo opisane, zwłaszcza pod kątem odtwórczym, postanowiłam zabrać się za zrekonstruowanie możliwie najdokładniej rękawicy z Arneiðarstaðir. Do wykonania rekonstrukcji wybrałam wełnę o nieco jaśniejszym kolorze niż znalezisko, z racji tego, że artefakty zazwyczaj nabierają w ziemi ciemnego brunatnego koloru, a po części dlatego, że akurat wpadła mi w ręce wełna o ślicznym karmelowym odcieniu :)

W odmętach internetów doszukałam się także bardzo pozytywnej lokalnej inicjatywy dotyczącej owej rękawicy: regionalne stowarzyszenie rzemiosła zorganizowało akcję promującą technikę dziania na igle i wprowadziło do sprzedaży wykonane przez miejscowe kobiety repliki rękawicy. Filmik oraz dodatkowe informacje znajdziecie TUTAJ




A oto moje pierwsze podejście.

sobota, 31 sierpnia 2013

Islandia igłą malowana cz. III

Czapka na zamówienie. Głęboka, zakrywająca uszy, specjalnie na islandzkie słoty. Roślinka, która była kolorystyczną inspiracją to często występująca niska odmiana jakiejś islandzkiej lebiodki. Taka jest moja teoria sądząc po wspaniałym słodko ziołowym zapachu, jaki unosi się zawsze, gdy się jej dotknie. Takie islandzkie karłowate oregano :)



niedziela, 4 sierpnia 2013

Islandia igłą malowana cz. II

Inspiracja: pola geotermalne Gunnuhver.

Kolejna produkcja inspirowana kolorami Islandii, tym razem moje prywatne podkolanówki na wyprawy historyczne, chociaż coś mi podpowiada, że będą w użytku także na co dzień i w zwykłych podróżach... Jeszcze tylko muszę upleść na lucetce podwiązki, żeby trzymały się na miejscu w każdej sytuacji i można ruszać w drogę!

sobota, 20 lipca 2013

Skarpety do zadań specjalnych.

Kolejna produkcja z krainy lodu i ognia: męskie pancerne skarpety, które z pewnością wytrzymają niejeden deszcz, śnieg, błoto czy wybuch wulkanu, a przy tym zapewnią komfort właścicielowi.