czwartek, 15 listopada 2012

Moje pierwsze podkolanówki naalbindingowe!

Już myślałam, że ten dzień nie przyniesie niczego dobrego... Z tego powodu zapadłam w katatoniczny stan dziergania i tym sposobem nie wiedzieć kiedy udało mi się skończyć pierwsze w życiu podkolanówki na igle robione :) Życzę sobie, żeby wszystkie następne udawały się tak pysznie jak te! Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć użytkowniczce samych ciepłych wyjazdów historycznych!

A co się namęczyłam nad nimi, to moje :P

czwartek, 8 listopada 2012

Steampunkowy gorset.

Jak obiecałam, wrzucam wyprodukowany przeze mnie gorset na potrzeby pewnej imprezy. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że posiadam kilka gorsetów, które były przeznaczone na śmietnik, a teraz stanowią dla mnie świetną bazę dla wszelkich projektów. 

Za ten inspirowany klimatami steampunka gorset, zabrałam się od naszycia z resztek wełny o bardzo klasycznym i "epokowym"splocie, pasów nadających trochę militarny charakter. Później z tej samej wełny uszyłam małą kieszonkę z atłasową podszewką, zamykaną na mały złocony guziczek. Kieszonka powędrowała w miejsce, gdzie zazwyczaj znajduje się w starych kamizelkach (kojarzy mi się ten charakterystyczny gest arystokraty zaglądającego na stylowy zegarek wyciągnięty z kamizelki właśnie). Na koniec pozostało doszyć pasujące guziki i uzupełnić całość o kieszonkowy zegarek, który odziedziczyłam po ojcu.

A oto efekty:



piątek, 26 października 2012

Steampunkowa torebka na pasek.

Jako zapowiedź większego cyklu odzieżowego dorzucam wykonaną na potrzeby Pyrkonu torebkę w klimacie steampunk. Wraz z przyjaciółką w ciągu dwóch tygodni wykonałyśmy kilka niezbędnych gadżetów, bez których kostium szanującego się "parowego punka" nie byłby godzien swego miana. Oprócz nieodzownych gogli (o których innym razem) zrobiłam także w prosty sposób zębatkową saszetkę do zamocowania na pasku. Miałam wcześniej odpowiednią torebkę z popularnego sklepu odzieżowego, wykonana z materiału skóropodobnego, świetnie nadawała się do podrasowania. Naszyłam na nią wymontowane kółka zębate ze starego budzika i voila! Świetne i praktyczne uzupełnienie stroju na konwent :)


Jako że blog poświęcony jest inspiracjom historycznym ogólnie, nie tylko średniowiecznym, steampunk jako odniesienie do XIX wieku i stylu wiktoriańskiego pasuje tu idealnie :)

Rękawice

Pogoda nas od kilku dni nie rozpieszcza, dlatego natchnęło mnie, aby wrzucić tu coś pomagającego utrzymać ciepło i komfort. Rękawice w wersji rekonstrukcyjnej: naturalna wełna farbowana jagodami czarnego bzu i upleciona w lekkie i ciepłe rękawice, które świetnie się sprawdziły podczas przemarszu zimowego w Bieszczadach. Wersja druga współczesna: włóczka wydobyta z babcinej szuflady, skręcona z trzech nitek o odcieniach fioletu. Guziczki również z recyklingu :)






sobota, 6 października 2012

Kaptur ze Skjoldehamn.

Tym razem udało mi się bardzo sprawnie wykonać kaptur nawiązujący do znaleziska ze Skjoldehamn. Jest to jedna z moich ulubionych części garderoby, nie tylko ze względu na to, że uwielbiam kaptury za "kapturowość" :P i klimatyczność, ale ten konkretny kaptur jest mistrzowsko rozwiązany pod względem kroju i funkcjonalności. Nie marnuje się ani kawałek materiału- wykrój jest banalnie prosty, a składa się z prostokąta i dwóch kwadratów. Posiada do tego dwa troczki, umożliwiające regulację jego objętości. Kaptur pochodzi z XI wieku i został znaleziony w bagnie w pobliżu Skjoldehamn na norweskiej wyspie Angoya. Oto zdjęcie oryginału: 
foto ze strony http://historicenterprises.com
Moją rekonstrukcję uszyłam z cudownej wełny melanżowej, tkanej grubymi nićmi w kolorach: czarnym, białym, beżowym i szarym. Dodałam podszewkę w kolorze jagodowym, a sznureczki uplotłam na lucecie z włóczki farbowanej korą dębu. 
Oto rezultat uwieczniony na spacerze po grodzisku Gołęszyców na terenie Skoczowa z Darią w roli modelki.





czwartek, 4 października 2012

Babcine koronki odświeżone.

Zajmuję się ostatnio mnóstwem rękodzielniczych rzeczy na raz, równolegle z dzierganiem na igle, szyję historyczne rzeczy i ozdabiam gorsety, ah no i oczywiście przygotowuję portfolio dekoracyjne, ale o tym kiedy indziej. 

Oto jeden z owych gorsetów, chyba mój ulubiony. Subtelny i uroczy, w romantycznym lirycznym stylu.




Myślę, że byłby świetną bazą do stworzenia kreacji na imprezy halloweenowo- andrzejkowo- sylwestrowe, w zależności kto gdzie się wybiera. W końcu rozpoczyna się jesienny sezon przeganiania smutków. 

Powoli zaczynam odczuwać frustrację z powodu braku miejsca na porządną pracownię z prawdziwego zdarzenia... z wielkim stołem, jasnym wnętrzem wypełnionym naturalnym światłem i mnóstwem miejsca do składowania półproduktów... W sumie nawet zdjęć dobrych nie mam gdzie zrobić, żeby blog jakoś wyglądał...

P.S. Zapomniałabym- gorset dostępny na mojej aukcji :)

wtorek, 2 października 2012

Serbia- święto miasta Smedereva

Właśnie z tej okazji mieliśmy pojawić się gościnnie w Serbii u znajomych, którzy kilkukrotnie już przyjeżdżali do Polski na imprezy w Chudowie. Okazało się, że wraz z ekipą z Węgier będziemy uświetniać kilkudniowy festyn na największej w Europie zachowanej w tak dobrym stanie twierdzy. 

Cóż jeśli chodzi o organizację imprezy, to nijak nie mogliśmy się przygotować na bałkańskie realia ;) Na południu mają zupełnie różne od naszego rozumienie imprez historycznych... Jesteśmy jako odtwórcy przyzwyczajeni do tego, że jadąc na festiwal zabieramy swoje namioty, sprzęt obozowy, a nieraz swój prowiant i będąc na imprezie jesteśmy tam hm... no od a do z. W Serbii nic podobnego: zostaliśmy zakwaterowani w Domu Kultury, gdzie miejscowa ekipa trzymała swoje kostiumy (tak- kostiumy), a na miejsce pokazów codziennie robiliśmy kilkuminutowy spacer przez pełne straganów centrum, robiąc przy okazji żywą reklamę. Po całym dniu różnych form lansu, pokazu i uszczęśliwiania turystów zdjęciami, wracaliśmy do noclegowni. Tam Serbowie zrzucali ciuchy i szli na miasto :) Trwało w końcu wielkie święto miasta i wina (swoją drogą rozkosznego).

Po pierwszym szoku kulturowym i oswojeniu się z nieprzebranym tłumem ludzi, dźwięków i zapachów, uznaliśmy że świetnie się bawimy :) Wędrując po alejkach z kramami i stoiskami, pękając już od przejedzenia przysmakami szykowanymi przez gospodynie prezentujące swoje owoce i przetwory, mogliśmy zobaczyć jak radośnie i pełnie potrafią się bawić Serbowie. Gdzieś podkręcono głośność radia z ludową muzyką? W ciągu minuty zawirował w pobliżu tłumek starszych i nastoletnich osób, niektóre w tradycyjnych strojach inne ubrane całkiem zwyczajnie, a wszyscy szczerząc się pląsali w takt muzyki. Ciężko u nas o taki obraz.

Nasi gospodarze okazali się bardzo otwartymi ludźmi (pomimo bariery językowej) i pod koniec festiwalu zaprosili nas na wspólny wypad do skanseny w Bośni, w połowie października :)


















Popielate skarpety igłowe


Chyba najdłużej robione skarpety jak dotąd. Z powodu wielu wyjazdów ciągle nie mogłam po prostu usiąść i skończyć. Do tego pod sam koniec towarzyszył mi nieproszony pomocnik ;)

Wrzucam także etapy powstawania skarpet: piętę wyprowadzam za pomocą "drabinki" z pojedynczych oczek, którą później zabudowuję tworząc piętę.




A oto i mała pomocnica :>


poniedziałek, 3 września 2012

Zielony duet



Korzystając z chwili pomiędzy wyjazdami, dorzucam świeże produkcje. Tym razem dwie czapki igłowe robione ściegiem Oslo w dwóch odmianach. Obie robione w ramach pokazów historycznych :) Jedna już znalazła właściciela, druga czeka na szczęśliwego nabywcę. Może będzie to jakiś Serb? Akurat jutro jadę na  pokaz do Smedereva, miasta z pokaźną twierdzą położonego niedaleko Belgradu.

Na pewno podzielę się wrażeniami z pobytu :)

czwartek, 26 lipca 2012

Konfitura różana...

... dziś dla odmiany będzie kulinarnie. Otóż jak to wśród studentów często bywa, gdy zbliża się czas sesji (lub jak w moim przypadku obrony dyplomu) nagle odkrywa się w sobie pasjonata sprzątania, gotowania, jodłowania lub czegokolwiek co tylko odciągnie od nauki ;)




Ja jakieś dwa tygodnie przed terminem obrony organicznie zapragnęłam zmierzyć się z różaną konfiturą, a stało się to podczas jednego z drużynowych treningów, które urządzaliśmy na wałach odrzańskich. Chłopcy trenowali więc szermierkę, a ja z kapeluszem w łapach chodziłam po wałach, które akurat zakwitły dziką różą. Uzbierałam około litra płatków.

Później w domu zajęłam się ich obieraniem. Aby konfitura nie była gorzka należy oderwać białe końcówki płatków.
Następnie w rondelku rozpuściłam w szklance wody, szklankę cukru (chodzi o proporcję 1:1), gdy powstał gładki syrop wrzuciłam obrane płatki i gotowałam na małym ogniu aż stały się szkliste i oddały aromat do syropu. 
Na koniec wkropiłam do konfitury sok z połowy cytryny, aby zachowała kolor i dla zrównoważenia słodyczy.
Powstało około 100-150 ml konfitury, którą przechowywałam w lodówce, chociaż niezbyt długo bo była zbyt smaczna ;)

wtorek, 24 lipca 2012

Rękawice igłowe


 Będąc w temacie naalbindingu, wrzucam za ciosem ulubione jak dotąd rękawice. Na życzenie robione z wełny farbowanej ręcznie i naturalnie liśćmi i owocami czarnego bzu. Testowaliśmy je mediewalnie-surwiwalowo na przemarszu w Bieszczadach podczas największych mrozów ubiegłej zimy. Wnioski: wygodne, ciepłe nawet kiedy ręka się zapoci lub przemoknie od śniegu.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Igłowe czapki

Wreszcie jako tako opanowałam produkcję czapek... To znaczy mają kształt głowy :P Teraz jeszcze rozpracować rozmiarówkę, bo póki co produkuję czapki na dzieci i drobne kobiety (w końcowej fazie drastycznie się zbiegają). Te dwa egzemplarze mam nadzieję ozdobią główki jakichś Czechów, ponieważ zabieram je na wyjazd do skansenu w Modrej.

Gdyby ktoś nie miał pomysłu na weekend to jest to opcja bardzo malownicza. 11-12 sierpnia odbędzie się w skansenie impreza historyczna.

niedziela, 22 lipca 2012

Bluza z mediewalnego recyklingu.



Oto moje najnowsze dzieło. Ciepła wełniana bluza z kapturem, idealna na chłodniejsze dni, a przy tym bardzo praktyczna i wygodna. Pierwotnie była to sukienka wierzchnia do mojego stroju wczesnośredniowiecznego, w zasadzie pierwsza jaką sobie uszyłam od początku do końca ręcznie. Później kiedy miałam już inne suknie, leżała sobie spokojnie na dnie kufra i w końcu stwierdziłam, że nie może się tak marnować i przerobię ją na coś innego.

Materiał odcięty z dołu posłużył jako kaptur. Podszyłam go pasiastą wełenką, która przyjemnie otula twarz i wykańcza dół bluzy.