... dziś dla odmiany będzie kulinarnie. Otóż jak to wśród studentów często bywa, gdy zbliża się czas sesji (lub jak w moim przypadku obrony dyplomu) nagle odkrywa się w sobie pasjonata sprzątania, gotowania, jodłowania lub czegokolwiek co tylko odciągnie od nauki ;)
Ja jakieś dwa tygodnie przed terminem obrony organicznie zapragnęłam zmierzyć się z różaną konfiturą, a stało się to podczas jednego z drużynowych treningów, które urządzaliśmy na wałach odrzańskich. Chłopcy trenowali więc szermierkę, a ja z kapeluszem w łapach chodziłam po wałach, które akurat zakwitły dziką różą. Uzbierałam około litra płatków.
Później w domu zajęłam się ich obieraniem. Aby konfitura nie była gorzka należy oderwać białe końcówki płatków.
Następnie w rondelku rozpuściłam w szklance wody, szklankę cukru (chodzi o proporcję 1:1), gdy powstał gładki syrop wrzuciłam obrane płatki i gotowałam na małym ogniu aż stały się szkliste i oddały aromat do syropu.
Na koniec wkropiłam do konfitury sok z połowy cytryny, aby zachowała kolor i dla zrównoważenia słodyczy.
Powstało około 100-150 ml konfitury, którą przechowywałam w lodówce, chociaż niezbyt długo bo była zbyt smaczna ;)
nie jedz białego chleba bo jest niezdrowy ;) a poza tym to ja czekam na te lody rozane :)
OdpowiedzUsuńJak się studiuje to się nie wybrzydza :P miałam dwie ostatnie zasuszone kromki, a dokumentację trzeba było zrobić...
OdpowiedzUsuńOstatnio odkryłam krzaczek dzikiej róży za miastem, na wiosnę też zrobię sobie taką konfiturę :)
OdpowiedzUsuń