Mamy wokół siebie najbardziej ponurą porę roku, zachciało mi się więc pobawić trochę z kolorami. Po powrocie z Islandii od razu zabrałam się za chomikowanie roślin, które jeszcze się ostały w październiku i mogłyby się przydać do naturalnego barwienia. Do dyspozycji miałam więc kilka pęczków wrotyczu, który suszył się pod sufitem oraz niewielką ilość korzenia marzanny barwierskiej, którą podarowała mi Feima. Dziś będzie o wrotyczu.
Przepis:
Przepis:
Kwiatostany wrotyczu namoczyłam na noc w osobnym garze. Jeżeli korzysta się ze świeżo zebranych kwiatostanów, ten etap jest zbędny.
Bejcowanie.
Wełnę niebarwioną (korzystam z islandzkich zapasów) przewinęłam z motków w luźne sploty na przedramieniu, żeby łatwiej dotarły do niej wszystkie składniki. Wełnę namoczyłam, żeby dokładnie wchłonęła bejcę. Do gara emaliowanego wlałam kilka litrów wody i dodałam 4 łyżki ałunu. Mokrą wełnę wrzuciłam do gara z ałunem i zaczęłam na małym ogniu podgrzewać. Po doprowadzeniu do wrzenia, gotowałam powolutku przez następną godzinę, po czym pozostawiłam do powolnego studzenia. Wystudzona, odsączona wełna czekała przez noc na dzień farbowania.
Farbowanie.
Dobrze już namoczony wrotycz dopełniłam wodą (nie bawię się w zbieranie deszczówki, zwłaszcza w tak suchy grudzień, woda w moim kranie jest dość twarda i zazwyczaj przed farbowaniem ją przegotowuję, ale czasem mi się zwyczajnie nie chce. W ogóle zazwyczaj przy farbowaniu wszystko robię na oko :] ). Na małym ogniu podgrzewałam wywar (około 45 - 60 minut), a gdy zaczął wrzeć, gotowałam przez godzinę. Wyjęłam większość zielska z wywaru, odsączyłam i dodałam porcję wełny oraz żelazną sztabkę. Tak kąpała się dwie godziny, a potem powoli stygła w wywarze.
Na koniec wełnę wymoczyłam w wodzie z octem i dobrze wypłukałam.
Drugą porcję wełny tak samo przygotowanej, wrzuciłam do gorącego wywaru i pozostawiłam na noc do wymoczenia.
Kolor wyszedł śliczny i całkiem intensywny, bardzo ładna zieleń z której powstaną zapewne rękawiczki dla mnie :)
Very short translation:
Bored with ugly autumn weather I decided to do something colorful. I dyed some icelandic yarn with tansy blssom (tanacetum vulgaris) with addition of iron and potassium alun. Here are pleasing results.
super kolor, fajnie opisany proces ciekawa jestem czy tkaninę także zafarbi na taki kolor - pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki, z tkaninami jest ten problem, że trzeba bardzo duży gar żeby umożliwić swobodny przepływ, bo inaczej wychodzą plamy. No i jedynie "białkowe" tkaniny ładnie łapią kolor, z roślinnymi jest dużo więcej zabawy przed barwieniem a efekt i tak średni. Pozdrawiam!
UsuńCiekawy post!
OdpowiedzUsuńHej! Dużo wrotyczu użyłaś do farbowania?
OdpowiedzUsuńJa dziś ucięłam jakieś 250 gramów świeżych kwiatostanów i zastanawiam się, czy tyle wystarczy do uzyskania tak fajnego koloru jak u Ciebie :)