Właśnie z tej okazji mieliśmy pojawić się gościnnie w Serbii u znajomych, którzy kilkukrotnie już przyjeżdżali do Polski na imprezy w Chudowie. Okazało się, że wraz z ekipą z Węgier będziemy uświetniać kilkudniowy festyn na największej w Europie zachowanej w tak dobrym stanie twierdzy.
Cóż jeśli chodzi o organizację imprezy, to nijak nie mogliśmy się przygotować na bałkańskie realia ;) Na południu mają zupełnie różne od naszego rozumienie imprez historycznych... Jesteśmy jako odtwórcy przyzwyczajeni do tego, że jadąc na festiwal zabieramy swoje namioty, sprzęt obozowy, a nieraz swój prowiant i będąc na imprezie jesteśmy tam hm... no od a do z. W Serbii nic podobnego: zostaliśmy zakwaterowani w Domu Kultury, gdzie miejscowa ekipa trzymała swoje kostiumy (tak- kostiumy), a na miejsce pokazów codziennie robiliśmy kilkuminutowy spacer przez pełne straganów centrum, robiąc przy okazji żywą reklamę. Po całym dniu różnych form lansu, pokazu i uszczęśliwiania turystów zdjęciami, wracaliśmy do noclegowni. Tam Serbowie zrzucali ciuchy i szli na miasto :) Trwało w końcu wielkie święto miasta i wina (swoją drogą rozkosznego).
Po pierwszym szoku kulturowym i oswojeniu się z nieprzebranym tłumem ludzi, dźwięków i zapachów, uznaliśmy że świetnie się bawimy :) Wędrując po alejkach z kramami i stoiskami, pękając już od przejedzenia przysmakami szykowanymi przez gospodynie prezentujące swoje owoce i przetwory, mogliśmy zobaczyć jak radośnie i pełnie potrafią się bawić Serbowie. Gdzieś podkręcono głośność radia z ludową muzyką? W ciągu minuty zawirował w pobliżu tłumek starszych i nastoletnich osób, niektóre w tradycyjnych strojach inne ubrane całkiem zwyczajnie, a wszyscy szczerząc się pląsali w takt muzyki. Ciężko u nas o taki obraz.
Nasi gospodarze okazali się bardzo otwartymi ludźmi (pomimo bariery językowej) i pod koniec festiwalu zaprosili nas na wspólny wypad do skanseny w Bośni, w połowie października :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz